niedziela, 9 lutego 2014

La Mallorquina


Na Majorce jeszcze nie byłam..ale jeśli ktoś z was się wybiera to musicie koniecznie spróbować tradycyjnego ciasta z owej wyspy.
Ja ciasto próbowałam i jest pycha. Coś podobnego do naszej karpatki..






Skład: mąka pszenna, smalec, woda, cukier, jajka, zakwas chlebowy i krem ( podobny to tego z karpatki albo eklerków)
Data ważności -5dni

niedziela, 2 lutego 2014

Wycieczka w góry

O tym, że Hiszpania to nie tylko plaże i flamenco przekona się każdy, kto chociaż raz pójdzie na wycieczkę górską.
Mamy luty, w Walencji nie ma śniegu, za dnia temperatura sięga do nawet dwudziestu stopni.
Wyruszyliśmy rano o 8, a wróciliśmy po 12 do domu.

Kilka fotek poniżej

Ta niebieskie "linia" na samym końcu to morze.
Weszliśmy tak wysoko, że było widać nawet Alicante.
W połowie drogi, przyszła pora na drugie śniadanie, którego częścią były te pyszne, zielone oliwki, obowiązkowo z pestką.

Obiad zjedliśmy w knajpce przy plaży, ale niestety nie miałam ze sobą ani aparatu ani komórki ;(




środa, 29 stycznia 2014

Blog został porzucony, minęło pół roku i wracam z nowymi pomysłami.
Całe szczęście ze 2013 się już skończył!! Mamy 2014 i wszystko będzie o niebo lepsze.
Pozdrowienia


Chulilla, okolice Walencji.
Bo Hiszpania to nie tylko plaże.


niedziela, 12 maja 2013

INGLOT + FLORMAR

Dla tych wszystkich które się zastanawiają jaki roświetlacz wybrać, ja mam tylko jedną rekomendację - Inglot!!
Kosztuje 40zł, starcza na czas nieokreślony. Ja mam swój od października zeszłego roku, a myślę, że wystarczy mi na następny rok, używam go codziennie.
Daje ładny efekt na skórze, nie ma żadnego brokatu. Zostawia taki ładny glow.

Natomiast róż z Flormar, ja używam go czasem do konturowania. Chociaż jest to trochę ryzykowne, on zawiera drobinki i się trochę mieni, ale jak się go nie nałoży za dużo to naprawdę efekt jest bardzo ładny.
Ten róż kupiłam w Hiszpanii, jego cena nie przekraczała 10e, nie wiem jak cenowo to wygląda w PL.

Natomiast jeśli chodzi o Inglot, to jest tańszy w PL niż za granicą.

Na koniec fotki.

środa, 8 maja 2013

Gąbka peelingująca

Korzystając z okazji, że ma dzisiaj trochę więcej czasu niż zazwyczaj popołudniu to chciałam wam pokazać co aktualnie testuję.
Jest to gąbka peelingująca. Kupiona całkiem nieoczekiwanie w jednym markecie.
Gąbka dość hardcorowo drapie tyłeczek, ale ja się w sobotę wybieram na plażę, więc nie mam za bardzo czasu na delikatne peelingi.



 Jak ją trochę dłużej poużywam to dam znać czy warto ją kupić.

Tymczasem pozdrawiam.

S.

Dwie sprawy

Hej,


kolejny post, będzie dotyczył szamponu i odżywki, które serdecznie polecam i jednej ciekawostki o Hiszpanii.

1. Szampon i odżywka Le Petit Marseillais ( kolor zielony). To chyba nie jest komplet, bo każdy produkt zawiera coś innego.
Odżywka to jaśmin i glinka biała. Nie zawiera parabenów
Szampon do jabłka i listki oliwne też bez parabenów.

Jak dla mnie duet idealny. Wcześniej używałam szamponów z Yves Rocher, ale są dość drogie i mają małe pojemności, więc zastapiłam je tymi.
Włosy są miękkie i gładkie w dotyku, i super pachną. Zapach się może nie utrzymuje cały dzień, ale podczas  mycia, można poczuć jabłka. Ja jakoś wcześniej nie miałam do czynienia z szamponem jabłkowym, ale doznanie jak najbardziej pozytywne.

Tak więc polecam Małego Marsylczyka. Dostępne są też inne wersje i z tego co widziałam to mają też maski i żele pod przysznic.
Cena: szampon ok 3,20e, a odżywka 3,50e.




piątek, 3 maja 2013

Zapachy

Cześć,

mój pierwszy wpis na blogu będzie dotyczył kosmetyków, ale sam blog nie będzie tylko o tym. Będę też pisać o życiu codziennym w Hiszpanii i o wszystkim tym co może się wydac interesujące dla kogoś kto tutaj nie mieszka, a interesuje się tym regionem Europy.

Tak więc, pierwszy post będzie dotyczył kosmetyków, które polecam, uważam, że "działają", ale też nie są drogie i każdy może po nie sięgnąć.

Zaznaczam, że ja używam kosmetyków z Polski jak i z Hiszpanii.

Tak więc na pierwszy ogień pójdą perfumy.
Obie buteleczki kupiłam tutaj.
Obie pachną podobnie, ale mają całkiem różne ceny.
Ja lubię zapach róż, więc oba zapachy są właśnie różane, delikatne, ale zarazem wyraziste. Moim zdaniem nie dają one takie efektu "ogona" perfum, jak obok kogoś przechodzimy, ale osoby, które nas przytulą na pewno je poczują.

1. The Body Shop - wcześniej nazywał się Marokańska Róża 50ml ( jeszcze dwa lata temu, jak mieszkałam w UK to tam kosztował 15 funtów), teraz nazywa się Róża z gór Atlasu ( tutaj w Hiszpanii, kosztuje 23e)

2. Zara- po prostu nazywa się Rose 30ml, kupiłam go w tutejszej Zarze, kosztował 5e, więc różnica jest znacząca, a bardzo przypomina TBS.

Oba zapachy trzymają się w miarę okej. Nie są to perfumy górnopółkowe, więc ubrania po praniu nie będą nadal pachnieć, ale mimo wszystko są fajne, delikatne i cóż ja je osobiście polecam. 




Jeśli macie ochotę to napiszcie w komentarzach, czy znacie podobnne dwa zapachy, ale o całkowicie innych cenach i czy są warte polecenia.